Music & Life: MOTYWACJA #2: kręto, giętko, nie-na-miękko.
- Aga Derlak
- 23 lip 2020
- 6 minut(y) czytania
Jak wyszarpywać sobie chwile, jak uważać na życie, żeby się nie zszarzało i się za szybko... nie skończyło.

Nie odkryję Ameryki.
Patrzymy na innych i myślimy: "O! ten to ma!". A to, że "ma": łatwiej, albo więcej pieniędzy, albo "nie miał" problemów rodzinnych i teraz "to ma dobrze". A prawda taka, i nie jest zaskoczeniem to, co powiem, że absolutnie nie mamy najmniejszego, ale to najmniejszego pojęcia. Nie mamy absolutnie żadnego i koniec dyskusji, tyle w tym temacie!
No ale przecież rozumiem. Rozumiem, rozumiem. Czasem zupełnie odruchowo szukamy przyczyn na zewnątrz na swoje małe niepowodzenia i niepokoje. Bo zajrzeć do naszego środka... au! :) A to nie mamy tego, a to nie mamy tamtego. I już. Wiemy to.
I tak myślałam ostatnio, co nam po tym, że znajdziemy domniemanego winowajce. Trauma. Brak pieniędzy. Brak okoliczności. Brak szczęścia. No więc, co zrobić, żeby odgrzebać się z tych wszystkich powodów, żeby przestać pisać sobie te usprawiedliwienia: dlaczego "nie mamy", "nie jesteśmy" i żeby nam życie się za szybko zwyczajnie nie skończyło.
To, o czym chcę mówić, to jak uważać na życie.
Bo zobacz. Tych prawd życiowych to już znamy ogrom. Na pamięć. Kochaj swojego bliźniego. O wróblu na dachu, o tym, ze wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma. Wszystkie z nich są absolutnie kapitalne. Pytanie tylko, co oprócz wiedzy? U mnie na przykład, niewiele. Przyznaję się. Nie dlatego, że nie chcę, ale... się rozpraszam. No i jeszcze do tego ego, nawyki, tempo. I w końcu zapominam. Te wszystkie prawdy, cyrkulują w naszym świecie od wieków, ubierane tylko w inne słowa. Mówię o takiej życiowej mądrości, którą od lat, z pokolenia na pokolenie, przekazuje sobie ludzkość. Mam jakieś wrażenie, że my już dawno zrozumieliśmy, o co w życiu chodzi. Dawno już rozłożyliśmy je na czynniki pierwsze i na pierwiastki. Dlatego, absolutnie nie odkrywam tutaj nowych kontynentów. My to wszystko wiemy. Na szóstkę!
Ja tylko przypominam sobie i może i Tobie, bo osobiście to tylko z recytacji tych prawd jestem dobra. Dlatego muszę sobie co nich wracać, aby znów pamiętać jak w to życie grać.
Ale. Do brzegu! UWAŻNOŚĆ.

Uważność, zatrzymanie, marzenia
Już wyjaśniam. Mantra, medytacja, modlitwa. Absolutnie nie porównuję jednego z drugim. Idea, adresat, przekaz - to jest inna bajka. Ale. Co jest efektem. Słuchamy, obserwujemy, ZATRZYMUJEMY SIĘ w tym zapieprzaniu przed siebie i... za siebie.
I jak jest tak krzywo i kręto i wpadamy w tę naszą panikę, kiedy nie wiemy już ani "dokąd", ani "skąd" - zatrzymać się i pobyć w tym lęku, to sztuka. Aż nieprzyjemnie zrobiło mi się na samą myśl. Ale trzeba, no trzeba trochę w tym pobyć. I myśle, że te środki: modlitwa, medytacja, mantra służącą nam między innymi do tego, aby trochę odłączyć się od rzeczywistości. Troszkę odłożyć samego siebie na bok i spojrzeć z innej perspektywy i co ważniejsze: zobaczyć więcej, niż tylko siebie i swój środek, ale całość sytuacji, konteksty, innych ludzi. Bo przecież to prawie nigdy nie jest tylko o nas. Tylko o nas w kontekście. I o te konteksty chodzi. W jakikolwiek sposób, zatrzymaj się i (cholera) pobądź w tym nieprzyjemnym. Przemóż się. I zobacz, gdzie możesz coś zmienić, gdzie możesz coś odkryć, coś zacząć na nowo. Bo najlepsze jest to, że w tym, co nieprzyjemne, zawsze, ale to zawsze jest potencjał (i najpewniej najwyższy czas) na zmianę.
Ta uważność, to moment, w którym możesz dostrzec to, co MASZ, a nie tylko to, czego nie masz. Bo masz wiele. Tak na prawdę, to masz wszystko, czego potrzebujesz. Daję słowo! Jeżeli nie w fizycznej formie, to na pewno w formie potencjału, by osiągnąć to, co zechcesz. Wszystko wystarczająco. Tylko znowu, trzeba się zatrzymać, żeby to zobaczyć, docenić i dobrze wykorzystać. Bo masz wszystko, tylko może nie wszystko na raz!
To też moment, kiedy możesz podziękować za to, czego NIE MASZ. I chwała Bogu za to, że nie mam tego i tamtego. Uff! Bo to w niedoborach uczymy się, radzimy sobie, wzrastamy. Szukamy nowych sposobów na przetrwanie, przeżycie, szczęście. W tych niedoborach jakoś paradoksalnie łatwiej nam się dzielić i łatwiej zrozumieć siebie nawzajem. Czasem ta uważność to też czas, kiedy możesz pokontemplować, dlaczego "nie mam". I poszukać w przyzwyczajeniach, nawykach, rozproszeniu. To, co mamy i to, czego nie mamy, to manifestacja naszych decyzji, naszego wysiłku, mądrości, informacja na temat nas samych, więc za ten niedobór i "dobór": serdecznie dziękuję! Bo chce się o sobie przecież czegoś dowiedzieć!
No i co najważniejsze, zobacz w co inwestujesz swoją energię. Dlaczego często spędzasz tyle czasu nad czymś i nie widzisz efektów. Może to kwestia poruszona w pierwszym poście tej serii. A może to jest kwestia tego, że kierujesz swoją energię nie na to, co trzeba. I może... dobrze o tym wiesz? Może nie wiesz! (Zwracam honor!) Ale ja na przykład... dobrze wiem. Że boje się zabrać za te rzeczy, z którymi wiąże więcej nadziei, z którymi się utożsamiam i które kosztują mnie emocjonalnie. Jak szalona zaczynam kurs z psychologii, social change, management planning (po cholerę?), hiszpański, myślę sobie: "Jestem aktywna, brawo!". A gdy myślę, że już czas na nowy projekt - ból brzucha. Znasz to? Moja siostrzenica mając 5 lat tak mówiła, że czuje strach w brzuchu a złość w gardle. Ja też tak mam! No i właśnie, gdy nie skupiam się na tym, na czym powinnam, na tym, co przyniesie owoce, na tym co jest zwyczajnie WAŻNE dla mojego rozwoju, to wtedy... to wtedy ten brzuch.
No więc. Zatrzymuję się. Trwam w tym niekomfortowym stanie, jest krzywo, giętko, "nie-na-miętko". Pytam się, o decyzje, o cel moich starań, gdzie lokuję swoją energię i czas. Już wiem, ze nie tam... nieprzyjemnie, nieprzyjemnie. No i co?
To, co przynamniej mi pomaga i śmiało możesz też tego spróbować, to zwyczajne spisanie, planowanie i marzenie. (Uprzedzałam, że nie dokonuję żadnych odkryć w tym tekście). Bo zobacz, dobrze zamienić te powinności, te wszystkie "muszę" na marzenie o celu, na wyobrażenie finalnego efektu, tego uczucia spełnienia, dumy. Tak myślę. No pomyśl, od razu robi się przyjemniej! I odgrzebuję te stare marzenia i te wszystkie plany, niezrealizowane, bo byłam pewna, ale to pewna, że: nigdy. No nigdy i już.
Planuj, odhaczaj małe cele, żeby mieć tę satysfakcję ze zrobienia czegoś, choćby drobiazgu i ujrzenia efektu. Potrzebujemy takich mini met, żeby czuć, że to kolejny, nawet jeśli bardzo mały krok, który gdzieś nas zbliża do czego, do kogoś, do siebie. Odkrywaj swoje lęki, ale rób to z przyjemnością. Rozkoszuj się i zacieraj ręce. Myśl sobie: Super, jeszcze tego nie zrobiłem, nie zrobiłam, jeszcze tego trzeba spróbować! I zamieniaj te słabości, w Twoje mocne strony. I dowiedz się jakie na prawdę są możliwości. Jeśli nie wierzysz, to spróbuj. Możesz się bardzo zdziwić!

Wyszarp sobie szczęście
Wierzę, że możemy się dokarmiać szczęściem. Wymyślać, czasem wyszarpywać radość, ekscytacje, spontaniczność. Karmić się dobrym słowem, dobrą książką, muzyką. Czymś, co Cię przeniesie do przestrzeni, gdzie się czujesz sobą, komfortowo, coś co da Ci poczucie bezpieczeństwa i rozwoju. Coś co naprowadzi Cię na właściwa drogę. Ja, gdy jest ciemno, zmuszam się i zaczynam poranek od dobrego słowa, wykładu, modlitwy. Zwyczajnie potrzebuję, by ktoś mi przypomniał jak wstać i jak ruszyć z miejsca. Przypominam sobie i wracam, tam gdzie moje miejsce. Coś się we mnie układa w logiczną całość.
Rozmawiałam ostatnio z moją przyjaciółką, matką dwójki dzieci, pastorem i health coachem. Ona wyszarpuje sobie 2 godziny dziennie. Na wyjście na lody z rodziną, na basen, spacer. Cokolwiek. Właśnie wtedy, kiedy tak bardzo się nie chce. Mówi: to są te chwile szczęścia, które będziemy wspominać. Nie będziemy wspominać tego zmęczenia. To się zleje wszystko w taką szarzyznę. Trzeba wyszarpywać sobie te dobre wspomnienia. Wysilić się. Żeby się nie zrobiło zbyt szaro. Żeby było do czego wracać. Żeby zwyczajnie wciąż się nawzajem... kochać.
I ja myślę, że to właśnie ta "uważność". Czyli spoglądanie na swoje życie w mikroskopijnej skali. Dostrzeganie tych małych chwil, które dla kogoś innego nie mają znaczenia. A one właśnie tworzą naszą rzeczywistość. No i tylko kwestia... czy je zauważysz? :)

Za późno?
Ostatnie rzecz o której myślałam w tym tygodniu to kontemplując na temat uważności to: ile razy w ciągu mojego życia, i Twojego pewnie też, przychodzą myśli, że już jest na coś za późno. Ja zmieniłam swoje życiowe plany i zaczęłam praktycznie od zera w wieku 20 lat, potem w wieku 27 wyjechałam, podróżowałam, borykałam się niemało, myślałam: "Za późno? Nie za późno?" "Wedle czego"", "Wedle kogo?" Pytanie: co z tą myślą zrobimy. Czym się nakarmimy.
Ja na prawdę wierzę, że każda chwila, dosłownie każda chwila, może być tą, która przynosi zmianę. Więc tym bardziej zatrzymaj się i pobądź w tej swojej realności. Żeby o tę zmianę zawalczyć, odkryć, gdzie jest potrzebna. Z czym trzeba skończyć, co trzeba dokończyć, a co trzeba zacząć. Dlatego ja wyszarpuję sobie czasem życie. Nie mogę występować, to piszę wiersze, bloga, komponuję, uczę się. Szukam, co zacząć, co odpuścić, gdzie zawalczyć. Wyszarpuję sobie te momenty, które chcę pamietać. I sobie sama stwarzam swoje życie, do którego będę kiedyś wracać. Odgrzebuje lęki i te wszystkie "nidgy" i je robię. Poza tym pomyśl: Za rok o tej porze, będziesz już gdzieś indziej, będziesz choćby odrobinę bliżej. Popatrz chociażby na zeszły. Dostrzeż tę odrobinę. Zatrzymaj się.
Epilog
Cieżko nam wyobrazić sobie, że możemy być tacy, jacy jesteśmy i to wystarcza, by być godnym wszystkiego co najlepsze. Że nasze życie jest nasze, absolutne jedyne w swoim rodzaju, że mamy swoją własną misję. Dlatego marzę o takim momencie, kiedy sobie pozwolimy na to, żeby dzielić się tym, że coś próbujemy, że dokądś zmierzamy. Że chlubą będzie właśnie to, co przyszło niełatwo, nieprosto. I nie będziemy się tego bać, tych krzywizn i meandrów. Kiedy będziemy dziękować za co, co mamy i za to, czego nie mamy. Kiedy będziemy celebrować pokonane lęki. I będziemy sobie wspólnie iść tą drogą. Właśnie tą giętką, "krętką" i "nie-na-miętką". :)
Aga Derlak
Comentários